Wszyscy dostojnicy wrzucali po pięć, czy po dwa złote i rzucali pogardliwe spojrzenie na zbierającego. A on? Ten mężczyzna wrzucił CAŁĄ GARŚĆ drobniaków po parę groszy każdy. Mimo młodego wieku zachciało mi się płakać. Mężczyzna był cały uśmiechnięty, a mi napływały łzy do oczu.
Do czego dążę?
Do tego, że jak to jest, że ci mający najmniej dają najwięcej...
Dla tych biznesmen'ów te dwa, czy pięć złotych to kropla w morzu.
Dla tego człowieka to mogły być pieniądze, które zbierał cały tydzień. Może były to pieniądze, które chciałby przeznaczyć na przysłowiowy chleb. Może dla niego to była ogromna fortuna?
Ciągle mam obraz tego mężczyzny przed oczami. I kiedy go widzę, powraca do mnie wiara w ludzi i w to, że jest jeszcze dla nas nadzieja, bo są jeszcze tacy ludzie jak on. Tacy ludzie, którzy cenia sobie czyjeś szczęście ponad własne.
Czy to nie jest piękne?
Może nie poruszy wami ta historia, ale dla mnie jest niezwykle sentymentalna i nauczyła mnie wiele.
Niech to będzie dla nas inspiracją do pomagania innym, bo pomimo tego, że posiadamy więcej niż ten człowiek- większość z nas nie pomaga...